#obywatel

Najnowszy film Jerzego Stuhra – „Obywatel” – opowiada historię niejakiego Jana Bratka, którego poznajemy, gdy jest już starszym panem, żyjącym w obecnych czasach. Trafiony przez wielką literę neonu Telewizji Polskiej, w ciężkim stanie ląduje w szpitalu, a widz dzięki retrospekcjom bohatera ma okazję poznać go bliżej. Obywatel Jan Bratek, grany przez Jerzego Stuhra i Macieja Stuhra, ma wybitną zdolność znajdowania się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Jego życie jest sumą zbiegów okoliczności, które wbrew jego woli czynią z niego bohatera wielu ważnych dla Polski wydarzeń ostatniego półwiecza. Sam Bratek, targany przez wiatr historii, nie ma zbyt wielkiego wpływu na to, co się z nim dzieje. Niespecjalnie też chce to zmienić. Jego moc sprawcza jest na tyle słaba, że nawet gdy w akcie desperacji próbuje popełnić samobójstwo, przypadek krzyżuje mu plany.

obywatel_357675

Losy Jana Bratka dają reżyserowi pretekst do ukazania w krzywym zwierciadle zarówno życia w czasach współczesnych, jak i w PRL-u. „Obywatel” miał być groteskową komedią, jednak niestety, pomimo kilku bardzo zabawnych scen, film generalnie nie powala humorem. Niektóre żarty są niskich lotów, inne mają już tyle lat, iż mogą wywołać co najwyżej dobrotliwy uśmiech, a jeszcze inne są po prostu nieśmieszne albo niezrozumiałe. Czasami reżyser wręcz desperacko próbuje coś obśmiać, co wywołuje raczej niesmak, niż salwy śmiechu. Każda wycieczka w przeszłość głównego bohatera to właściwie odrębna opowieść, zakończona powrotem do teraźniejszości, w której zagipsowanego Bratka odwiedzają w szpitalu znajomi oraz mama. Jedne epizody są lepsze, inne gorsze, zaś spoiwo – sceny ze szpitala – stanowią najsłabszą i najmniej śmieszną składową produkcji. Początek filmu jest zwyczajnie nudny, potem robi się trochę ciekawiej, zaś scena finałowa ponownie rozczarowuje.

obywatel-6

„Obywatel” miał posłużyć Jerzemu Stuhrowi do rozprawienia się z narodowymi przywarami oraz stereotypami dotyczącymi polskości i Polaków. Niestety, zamiast błyskotliwej komedii celnie piętnującej nasze wady, otrzymujemy średnio zabawną, miejscami nudnawą i przeładowaną różnymi symbolami, odniesieniami oraz nawiązaniami opowieść o szarym obywatelu, który potrafił zaadoptować się do każdych warunków. Proponuję zatem, abyście wzorem Jana Bratka nie brali spraw w swoje ręce. Zamiast iść do kina, spokojnie poczekajcie, aż los sprawi, że „Obywatel” w jakiś chłodny, mokry wieczór będzie grany w telewizji, a wy nie będziecie mieć lepszej alternatywy spędzenia wolnego czasu.

@alicja.borza

Dodaj komentarz